OpowiadaniaMJ

OpowiadaniaMJ

sobota, 26 września 2015

Don't Hurt Me #2

Witam Was kochani po dość długiej przerwie.
Szczerze mówiąc miałam zamiar zakończyć pisanie tego opowiadania, lecz coś mnie do niego ciągnęło i nie mogłam odpuścić i musiałam wstawić notkę.
Mam nadzieję, że już więcej się tak nie wydarzy i będę mogła kontynuować pisanie tego bloga.
Zapraszam do czytania i komentowania.
~DianaMj









- Puść mnie ! - darłam się, kiedy ten dresiarz podszedł do mnie i objął mnie w tali.
- Dlaczego taka nerwowa jesteś ? Czyżbyś się nas bała ? Nie ma czego. - dokładnie jak tamci. ' Boże Święty, tylko nie to. ' Pomyślałam sobie.
- Czego chcesz ? Chcesz mnie przelecieć ? Proszę bardzo. Zrób to teraz, jak jesteś tak napalony i akurat sobie mnie wybrałeś.
- Mogę tutaj ? Nie wiedziałem. Chociaż, trochę się wstydzę tak publicznie, sama wiesz chyba o co chodzi. - wiedziałam, że jestem bezsilna i musiałam się poddać mimo tego, że mogłam go uderzyć, albo cokolwiek. Blokadą byli jego koledzy, którzy stali pod murem i patrzyli się na mnie. Mierzyli mnie takim wzrokiem, jakby chcieli podejść do mnie i zrobić to samo, co ich kolega.
- Puść ją ! - krzyknęło dwóch mężczyzn, którzy biegli w naszą stronę. Poczułam ulgę, choć nie do końca byłam pewna co ci mężczyźni chcieli zrobić.
- Nic panience nie jest ? - podszedł do mnie kolejny mężczyzna, lecz to nie ten co pomógł mi z tym drugim.
- Dzięki Bogu nie, a Pan skąd się wziął, też ma Pan jakieś zamiary wobec mnie ?
- Za nic w świecie. - kolejny się jakiś pajac znalazł. Choć nie będę ukrywać, że o to ten Pan który uratował mnie od najgorszego, przypodobał mi się. ' Kurwa Chiara ogarnij się ' podpowiadała mi moja podświadomość.
- W takim razie, dziękuję za pomoc i do widzenia ? Albo nie do widzenia. - czułam, że źle robię odtrącając Go, ale  nie miałam innego wyjścia.
- Panienka poczeka.
- Proszę mi mówić Chiara, bo ta Panienka to trochę denerwująca. - westchnęłam.
- W takim razie Chiara poczekaj. Aha, jeszcze ja się nie przedstawiłem, to znaczy się.. mów mi Michael. - coś kręci z tym imieniem bo jąka się.
- Dlaczego pomogłeś mi ? W ogóle jak Ty tutaj się znalazłeś ? Ciekawi mnie bardzo to.
- Nie bądź ciekawska, bo to nie ładnie tak. - będzie mnie tu pouczać, jeszcze tego brakowało.
- Bardzo ciemna ta ulica, może pójdziemy kawałek dalej ? Tam gdzie świeci światło ?
- Tu może być. - powiedział krótko i stanowczo. Starałam się nie patrzeć na Niego, bo był bardzo przystojny, co powodowało dreszcze na moim ciele. Chociaż ma okulary i to jest ten minus, że nie mogę ujrzeć dokładnie Jego twarzy.
- Co robisz o tej godzinie na dworze ?
- Szłam do sklepu.
- O tej godzinie ?
- Tak, o tej godzinie. Przeszkadza Ci to ?


- Nie, skądże. Ale sklep do którego idziesz jest za nami, a nie przed nami.
- No ale on jest zamknięty i kierowałam się do marketu. Jezus Maria ! Nie wypytuj mnie tak, cholera jasna ! - krzyknęłam i szłam dalej, tam gdzie miałam iść. Lecz ten po chwili złapał mnie za rękę, co spowodowało, że kolana ugięły mi się w pół i czułam woń męskich perfum, które koją moje zmysły.
- Zawiozę Cię tam, gdzie trzeba i ani słowa.
- Nie, dziękuję. Dotrę tam sama.
- A zatem chodź ze mną. Zaprowadzę Cię do mojego auta. - po prostu zlekceważył to, co do Niego mówiłam i postawił na swoim. Chwilę później dotarliśmy do Jego auta, którym była długa, czarna jak noc limuzyna. Taka sama, jak tamta którą widziałam wtedy. Interesujące.
- To jest to auto ? Ta limuzyna ? - spytałam z niedowierzenia.
- Wiedziałem, że nie uwierzysz, ale tak. To jest właśnie moje auto, którym wożę się w te i we wte. - z limuzyny wysiadł kierowca, który otworzył mi drzwi i czekał aż wsiąde.
- Nie no.. spytałam się tylko dla pewności. Nie denerwuj się. - uspokajałam Go. Kiedy limuzyna ruszyła nastąpiła niezręczna cisza.
- Masz dziewczynę ? - Po chwili namysłu o czym by porozmawiać rzuciłam znudzonym tonem.
- Możemy nie mówić o tym ?
- Ale ja się tylko spytałam.
- To znaczy mam, ale jakoś nie układa nam się od dłuższego czasu. - powiedział smutnym głosem, a jego kąciki ust opadły.
- Rozumiem.. pewnie teraz Ty chcesz wiedzieć czy ja mam chłopaka, prawda ?
- W rzeczy samej. - zaśmiał się i wystawił swoje śnieżne perełki i posłał mi uśmiech. Onieśmielona spuściłam wzrok i przygryzłam wargę.
- Nie lubię o tym rozmawiać, ale skoro pytasz to czemu by nie powiedzieć. Nie mam chłopaka. Kilka lat temu miałam Go miałam, ale wykorzystał mnie i.. - urwało mi głos, a z oczu wypłynęła łza, którą szybko otarłam opuszkiem palca.
- Domyślam się. Nie musisz kończyć.
- Trochę źle myślisz, bo to nie był żaden gwałt. Znaczy prawie do tego doszło, można powiedzieć, że.. ehh. Nie chcę kończyć. Byłam ślepo zakochana w Nim. Nawet nie zauważyłam, że on mnie wykorzystywał, a ja służyłam mu tylko. No i nadszedł pewien dzień, w którym zabrał mnie i moją przyjaciółkę Vanesse do pewnego klubu. Ciężko by było nazwać to klubem, bo było tam pełno pokoi, normalnie jak mieszkanie. I wtedy się zaczęło.
- Mówisz serio ?
- Jak mogłabym o takich rzeczach żartować. Chcesz dalej wiedzieć ?
- Jeśli jesteś w stanie mówić to tak.
- A zatem. Zanim wszystko się stało, mama Vanessy zaginęła. Miała ją jedną jedyną. Ojciec zginął, kiedy miała czternaście lat. Wyszedł z domu i nie wrócił. W końcu po kilku dniach do domu przyszła policja i powiedziała, że znalezio ciało mężczyzny, okazało się, że to właśnie jej ojciec. Przyczyna zgonu nie jest dotychczas znana, więc nie mogę Ci powiedzieć. Do rzeczy.
- Przepraszam Chiara, że Ci przerwę, ale zauważyłaś, że limuzyna stanęła ?
- Oo właśnie.
- Mój ochroniarz Josh pójdzie za Ciebie, Ty siedź ze mną.
- Eeeem, no dobra. A co z tamtymi dupkami, którzy próbowali zrobić mi krzywdę ?
- Nie zadręczaj sie nimi.
- Skoro tak mówisz.. niech Ci będzie. Mogę kiedy indziej Ci opowiedzieć ? Po prostu to jest ciężki dla mnie temat.


- Rozumiem Chiara, nie musisz się tłumaczyć. - mogłabym mu całą historię opowiedzieć, ale nie jestem na siłach, żeby jeszcze to mówić. Przy Nim czuję spokój i jakoś nie przejmuję się tym, co się wydarzyło ' chwile ' temu.
- Dziękuję, że jesteś tak wyrozumiały Michael. Mam prośbę.
- Tak ? Co tylko zechcesz, mów śmiało.
- Ściągnij okulary, proszę Cię. Chcę ujrzeć Twoją twarz.
- Mogłem się spodziewać, że o to poprosisz. Ale teraz ja mam prośbę, nie krzycz jak ściągnę już je.
- Eeemm.. no dobra, ściągaj. - Michael niepewnie ściągnął z nosa okulary. Po chwili, wreszcie ujrzałam Jego twarz. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam.
- O Boże Święty ! Ja chyba śnie ! - wydarłam się na cały regulator. Moim oczom ukazał się żywy Michael Jackson.
- Prosiłem..
- Nie wierzę w to, co widzę. Nikt mi nie uwierzy.
- Nie mów nikomu. Chiara, proszę Cię. Wiesz ile kobiet chciało by być na Twoim miejscu ?
- Wyobrażam sobie. - nie mogłam oderwać wzroku od Niego. Wpatrywałam się non stop.
- To stąd ta limuzyna, ochroniarze i okulary na nosie ?
- Tak.. ale wolałbym, żebyś traktowała mnie. jak zwykłego człowieka, a nie jakiegoś Króla Popu.
- Jeśli sobie tak życzysz, to dobrze.
- Dziękuję. - Michael powoli na nos zakładał okulary, ale ja nie pozwoliłam na to.
- Nie zakładaj ich !
- Dlaczego ?
- Bo.. wpatrywanie się w Twoje oczy jest takie fajne. - wymsknęło mi się.
- No dobra.. nie założę ich, Chiara.
- Nie musisz mi mówić jak mam na imię. Sama dobrze wiem. - uśmiałam się.
- Dowcipna jesteś.
- Niekiedy zdarza sie. - po chwili wrócił ten cały kierowca Josh z Nutellą w ręce. Cała ta sytuacja bawiła mnie. Tak wszystko szybko się dzieje, ale miło ze strony Michaela, że stanął w mojej obronie.
- Michael, a pieniądze ? Wyłożyłeś ze swoich, czy ja Ci dałam i nie pamiętam ? - głupio wyszło, że Michael zapłacił zamiast mnie.
- Schowaj sobie te pieniądze na przyszłość. Kupisz sobie za nie jakąś bluzkę czy co tam.
- No ale..
- Ciiiiiii.. Josh jedź tam skąd wyruszyliśmy, tak Chiara ?
- Tak, tak.
- Michael ?
- Tak ?
- Zaśpiewasz mi coś ?
- Mówisz serio ? A co byś chciała ?
- No nie wiem.. cokolwiek, na przykład.. eeemm.. Streetwalker.
- Masz zachcianki, naprawdę. - uśmiał się Michael.
- No cóż.. taka już jestem, nie chcę mi się czekać, no Michaeel plosieeeee nooo, eeej. Taki ktoś jak Ty zdarza sie raz na tysiąc, nawet nie. Więc nie karz się prosić.
- No dobra, już dobra. Powiadasz, że Streetwalker ?
- Śpiewaj żesz i nie marudź już. - wtórowałam.

 Pretty baby
Kisses for your loving
I really get it when you're
Next to me yeah yeah
I'm so excited how you
Give me all your loving
I got it coming and it's ecstacy

Streetwalking baby

Cause everyday I watch you
Paint the town so pretty
I see you coming in and off
On my thought yeah yeah
You don't believe me then
You can ask my brother
Cause everyday at six
Home alone

- Jesteśmy na miejscu ! - wyrwał Michaela ze śpiewania kierowca. Tak cudownie było wsłuchiwać się w Jego śpiew.
- I jak, podobało się ?
- Obłędnie śpiewasz, aż spać mi się zachciało. Masz taki lekki głos. Uwielbiam słuchać Go, jest to coś wspaniałego.
- Bo się zarumienie jeszcze. - onieśmielony spuścił wzrok i wpatrywał się w wycieraczkę, na której było pełno okruszków po ciasteczkach.
Jejku, przebywanie w towarzystwie Michaela to coś niezwykle cennego, zarówno dla mnie, jak i miliony fanów na całym świecie. Choć sam fakt, że jesteś na koncercie wielkiego Króla Popu jest dla Ciebie czymś, czym możesz szpanować do woli. Lecz jak dla mnie koncert, w odróżnieniu do spotkania jest zupełnie inną rzeczą. Na koncercie nie możesz spotkać się twarzą w twarz, tylko jedynie co, to obserwować z daleka Michaela śpiewającego i tańczącego na scenie. A spotkanie ? Takie w cztery oczy ? Och, tego się nie da tak po prostu opisać słowami, to co teraz czuję jest czymś wspaniałym
.
- No cóż.. trzeba się pożeganć Michael. Miło było, ale się skończyło. - zrzedła mi mina na samą myśl, że muszę wrócić tam do tej wariatki i znowu się z nią męczyć.. ale wszystko co dobre szybko się kończy.
- Odprowadzić Cię ?
- N-niee ma takiej potrzeby, tyle to sama dojdę. - powiedziałam zabierając z rąk Michaela słoik Nutelli i otwierając sobie sama drzwi od limuzyny.
- Chiara zaczekaj ! - krzyknął Michael otwierając szybę od auta.
- O co chodzi ? - pędem wysiadł z limuzyny i podbiegł w moją stronę.
- Masz tu na kartce mój numer telefonu.- ' na co mi jego numer telefonu ? ' przeszło mi przez myśl
- Dziękuję ? W zasadzie to.. na co mi ten numer ? - wiedziałam, że Michaelowi zrzednie mina po tych słowach, no ale mówi się trudno. Spytać przecież się mogłam.
- Zapewne nie raz Ci się on przyda - puścił do mnie oczko na co posłałam mu sztuczny uśmiech.
- Aa czyy mogłabym prosić o Twój autograf ? Nie jest on dla mnie, tylko dla mojej ' koleżanki '
- No jasne.. - Michael wyciągnął swoje pióro i podpisał się na nim, po czym na znak pożegnania, przytuliłam się do niego i wolnymi krokami odchodziłam od Niego. Chwile później patrzyłam tylko  jak gubię ze wzroku limuzyne, w której siedzi Michael...
       

wtorek, 21 lipca 2015

Don't Hurt Me, Rozdział 1

   Hejka Kochani !
Wreszcie napisałam ten rozdział.
Ehh.. natrudziłam się przy nim, więc mam nadzieję, że nie będzie najgorzej.
Mam nadzieję, że to docenicie.
Zapraszam do czytania i komentowania ! ;*
~DianaMj




 - Chiara ? Odpowiesz mi łaskawie ? - wypytywała mnie Van.
- Co chcesz?
- Dlaczego to zrobiłaś, miałaś tego cholera nie robić. Obiecałaś mi.
- Gówno Cie obchodzi co robie, to w zupełności nie Twoja sprawa. Mam rację ? - poniosło mnie i musiałam to akurat powiedzieć. Reakcja Vanessy będzie taka jak zwykle.
- Zamknij się i nie mów tak do mnie. Martwię się o Ciebie. Coraz częściej to robisz, co mnie bardzo nie pokoi. - ' nadopiekuńcza mamusia ' się znalazła.
- A co Ci do tego? Zajmij się swoim zrujnowanym, z tego co wiem życiem. Dobrze ? To, że się tnę nie powinno Cie obchodzić. Sama to robisz, czy tam robiłaś nie obchodzi mnie to. - poszłam po całości. Trudno. Mogła się nie wtrącać w nie swoje sprawy. Ale z jednej strony za ostro pojechałam jej.
- Wiesz co? Zrujnowane to ty masz życie. Mogłam Cie na tym sznurku, cokolwiek to było powiesić i mieć święty spokój od Ciebie. Żałuję, że tego nie zrobiłam. - to akurat prawda. Kiedy byłam na skraju wyczerpania robiłam same debilne rzeczy. Jak nie to, że za głęboką ranę od cięcia zrobiłam sobie, albo, że zatrułam się tabletkami, albo, że próbowałam się powiesić. W ostatniej chwili Vanessa zdążyła mnie uratować od najgorszego.
- No mogłaś, faktycznie. Ale to wtedy trzeba było myśleć wcześniej, wiesz?
- Następnym razem będę uważać, o to się już nie martw. - w jej oczach pojawiły się łzy, a ja kipiałam złością. Najchętniej to rzuciłabym się na Nią z rękoma i udusiła. Ale nie zrobię tego, ponieważ do czegoś się mi jeszcze przyda w tym życiu moim, o ile nie zrobi sobie jakiegoś głupstwa.
- Dokąd idziesz ?
- Nie Twoja sprawa. - Vanessa ruszyła pospiesznym krokiem w stronę łazienki.
- Po co do łazienki ?
- A Ty po co chodzisz ? - po chwili trzasnęła drzwiami wchodząc do niej. Oczywiście sumienie podpowiadało mi, żeby pójść za Nią, bo inaczej coś sobie jeszcze zrobi, albo już zrobiła.
- Otwórz te drzwi może tak co?
- Wyjdź i się nie odzywaj.
- Nie prowokuj mnie, tylko otwórz cholera de drzwi. - jaka ona jest uparta. Czasami mam wrażenie, że to ja ponoszę całą odpowiedzialność za jej czyny. Po chwili słyszałam jak Vanessa zjeżdża plecami po drzwiach. Ukucnęłam, żeby zobaczyć przez szpare w drzwiach co się tam dzieje. Widziałam pół przytomną Vanessę, która płacze.
- Van.. proszę otwórz, nie mam siły, żeby się Ciebie prosić.
- Daj mi skończyć i wejdziesz potem, tylko nie płacz na mój widok.
- Co? Na jaki widok?! Kurwa, otwórz te drzwi albo wejdę tam siłą, rozumiesz ?!
- po chwili Vanessa uchyliła drzwi i delikatnie je odsunęłam i weszłam tam.
- Tak myślałam. Po co to robisz?
- A Ty po co?
- Bo to uzależniające, a zarazem koi mój ból.
- Ja właśnie po to, to robię.
- Czyli już sobie wyjaśniłyśmy to, tak?
- Tak. - wzięłam byle jakie szmaty z półki, wytarłam plamy krwi na podłodze i owinęłam bandażem rękę Van, by zatamować krew, która ciekła sobie z nadgarstka Van.
      - Chodź, pomogę Ci wstać. Pójdziemy do salonu i obejrzymy jakiś film czy co tam porobimy. - Van podała mi rękę, zdrową rękę i wtuliła się we mnie szlochając mi na ramieniu, a ja jej.
- Już spokojnie. Już koniec tego jak na razie. - kłótnie z nią są dla mnie praktycznie czymś normalnym, do czego w pełni przywykłam. Zawsze sobie tak ' ciśniemy ', ale zazwyczaj to ja przeginam, a Vanessa za szybko się poddaje i jedynym dla niej rozwiązaniem jest cięcie się.



- To co? Obejrzymy jakiś film? - wzięłam z półki pod telewizorem trzy filmy, z których jeden obejrzymy.
- Możemy. - Van siedziała skulona na kanapie patrząc się w jeden punkt, którym był telewizor. Ciekawe co ona tam widzi jak jest on wyłączony.
- To jak? Titanic, Zmierzch czy może Kac Vegas ?
- Ty wybierz. Ja się nie znam na filmach.
- Jak już, to wybierzemy razem, jasne?
- Taa. Niech Ci będzie.
- No i słusznie. A więc? Możee..Kac Vegas? - Nie jednokrotnie oglądałam ten film, ale nie zaszkodzi jak obejrzę Go jeszcze raz. Vanessa też Go kiedyś lubiła.. ale to kiedyś.
- Może być. - wyszeptała.  
                                                                             
                                                                                ***

- Chiara? - wyrwałam Ją z oglądania.
- Co jest ?
- Nudzi mi się.. ten film jest nudny.
- Jak to nudny, jak mogłaś Go oglądać tyle razy ile weszło. - odstawiła popcorn, który zajadała i wstała z kanapy i zaczęła się wydzierać na mnie.
- No ale widzisz.. znudził mi się.
- Jak tak Ci się znudził to cholera jasna, znajdź sobie film który Ci się nie znudzi! I mnie nie denerwuj, bo zachowujesz się jak dzieciak.
- A co, zazdrościsz mi?
- Nie mam czego, wiesz?
- No i zajebiście. Nie zapominaj, że jesteś u mnie w mieszkaniu i mogę w każdej chwili Cie wyprosić za drzwi.
- Nie musisz, sama to zrobię. - była rozzłoszczona. Wedle swojego gadania, kierowała się w stronę drzwi, żeby wyjść z mieszkania. Nie zostało mi nic innego, jak tylko pobiec za Nią.
- Zaczekaj. - złapałam Ją za rękę.
- Po co ? Chciałaś mnie wyprosić, więc sama to zrobię.
- Nie powiedziałam nic takiego. Powiedziałam, że mogę to zrobić, a to chyba jest różnica, czyż nie ?
- Dla Ciebie. Szczerze mówiąc, trochę ten film też znudził mi się, ale co nie oznacza, że nie będę Go oglądać z Tobą, jasne ?
- Taaak. - przeciągnęłam.
- W takim razie wyłącz telewizor, a ja może coś tam skołuje w kuchni do jedzenia, bo trochę zgłodniałam, zrobić Ci też coś ?
- Wiesz co, na razie nie chcę. Nie mam głodu.
- Jak zwykle. - mruknęła i poszła do kuchni.
           
            - Co by tu porobić. Chiara ? - spytałam się Chiarze która zmywała naczynia po posiłku.
- Nie wiem, jest po południe, a w zasadzie zaraz wieczór. Na dworze jest ciemno, więc nigdzie nie pójdziemy, a znając życie Ty i tak byś nie poszła nigdzie, więc na jaką odpowiedź oczekujesz?
- Może.. dokończę Ci robienie tych paznokci??
- Jak chcesz to możesz. Albo.. jednak nie. Wiesz co, zaczynam się nudzić. Chodź obejrzymy jakiś film czy co tam leci w telewizji. - siedząc na kanapie z Chiarą rozmawiałyśmy o czym tylko się dało. Naszym głównym tematem to perfumy.
                                          ***
        - Ooo masz rację, ale jednak wolę Euphorie. Ona ma taki kojący zapach. Mmm.. uwielbiam Ją w przeciwieństwie do Ciebie.
- Ja wolę perfumy o zapachu kwiatów, coś co koi moje zmysły a nie Twoje. - powiedziałam przewracając oczami.
- Już nie zaczynaj. Ej, która jest godzina ? - spytała Chiara, szukając telefonu, który Jej schowałam.
- Oddaj telefon. - warknęła.
- Po co miałabym Ci chować Twój telefon? Nie jest mi absolutnie potrzebny.
- Taa.. jasne. Oddaj bo go siłą zabiore.
- Proszę bardzo, łap. - rzuciłam Jej telefon, lecz ta go nie złapała i upadł jej na podłogę.
- I po cholere rzucasz ten telefon debilko ?!
- Miałaś złapać go, a nie kurde.
- To pomyśl trochę, w głowę bym dostała nim od Ciebie.
- Może w końcu byś zmądrzała. - zapewne Chiara odwdzięczy mi się jakoś za to, tyle, że gorzej.
- Jesteś starsza, więc chyba powinnaś mieć więcej rozumu, prawda?
- Dziecinko, Ty mi do pięt nie dorastasz, więc się zamknij, dobrze ?
- Zamknij tą niewyparzoną gębe, bo zaraz oberwie Cie się, a to zaboli. - robi się coraz ostrzej. Chiara jest z reguły bardzo agresywną osobą i nie warto z Nią zaczynać. Wiele razy oberwałam od Niej a Ona ode mnie.
- Straszysz mnie? Bo się zacznę bać. Wynoś się z mojego domu, niech Cie nie widzę.
- Hahaha. - zaśmiała się sztucznie.
- Już idę, najpierw to mi telefon swój daj w zamian tego, że zniszczyłaś mój.
- A co się z nim stało?
- Co? Szybka pękła. - wstałam i niepewnym krokiem podeszłam do Niej żeby faktycznie zobaczyć co najlepszego zrobiłam.
- Ojj..
- Sroj debilko. Odkupujesz mi telefon, albo nie wiem. Oddaj mi swój. Masz jeszcze chyba domowy, prawda? - nie zostało mi nic, jak tylko dać jej swój telefon. Uginam się za szybko Jej prośbom.
- Trzymaj. - Chiara popatrzyła na mnie i wyrwała mi telefon. Odwróciła się do mnie plecami i kierowała się w stronę drzwi. Po chwili zatrzymała się i odwróciła w moją stronę.
- Co, nie wiesz jak wyjść z domu ?
- Wiem, ale jeszcze jedno. - i stało się. Chiara odwdzięczyła się, rzucając mój telefon z całej siły o podłogę, niech nie zapomina, że ten telefon jest mało podatny na jakiekolwiek pęknięcia, czy coś w tym stylu.
- Oko za oko, ząb za ząb. Pasuje? I nie myśl sobie, że ekran jest cały. - rzeczywiście, górna część ekranu pękła, ale dobre i to. Już nawet nie mam siły, żeby drzeć się na Nią.
- Chiara? - zatrzymałam Ją na chwile, przed Jej wyjściem.
- Czego chcesz?
- Zostań.
- Po co, przecież kazałaś mi wyjść.
- No wiem.. ale chcę żebyś została. Proszę Cię.
- Ehh.. niech Ci będzie, ale to jest ostatni raz, jak lituje się nad Tobą. - runda dla mnie. Chiara i tak liczyła na to, żebym Ją zawołała, aby nigdzie nie szła. I Jej życzenie się spełniło.
- A teraz ładnie mnie przeproś. - powiedziałam, jak mała dziewczynka.
- Ja? Za co? Już nie zaczynaj, proszę Cię. - skinęła tylko głową i kierowała się w stronę kuchni.


  
***

- Zjadłabym coś sobie, a Ty Vanessa?
- Tosty z Nutellą, dawno nie jadłam. 
- Może być, a masz chociaż tą Nutelle ?
- Yyy..wiesz co, skończyła się. - i teraz pewnie liczy na to, żebym poszła ją kupić, no ale czego się nie robi dla Niej.
- Liczysz na moje chęci, prawda? 
- Pieniądze mam w portfelu który leży na komodzie. 
- Kupię za swoje, oszczędzaj na rachunki, a nie szastasz tą kasą na byle co, a potem prosisz mnie, żebym Ci się dokładała do rachunków, jak mnie ledwo stać. 
- Dobra.. super. Idź już. - włożyłam na nogi moje malinowe szpilki, założyłam płaszcz, wzięłam torebkę, sięgnęłam z półki klucze i wyszłam zamykając na klucz Vanesse, dla Jej bezpieczeństwa.  
              Szłam przez ciemną ulice. Bałam się szczerze mówiąc, ponieważ było ciemno i nikogo nie było na ulicy. Pustki, wszędzie pustki. Z mieszkania Vanessy do sklepu było jakieś 5 minut drogi. Wystarczająco dużo jak dla mnie, żeby bać się. 
Ulica ciągnęła się i ciągnęła. Końca nie było. Potwornie się bałam, a serce waliło mi z minuty na minuty coraz mocniej. 
W końcu słyszałam czyjeś kroki które dochodziły zza moich pleców. Przyspieszyłam kroki i szłam szybciej niż przedtem. Po chwili ktoś zaczął do mnie gwizdać. 
- Eeeej, mała ! Zaczekaj, gdzie tak pędzisz ? - zaczął jeden z dresiarzy krzyczeć do mnie, ale ja nie zwracałam uwagi. 
- Czekaaj! Zabawimy się i pójdziesz do domu. 
W końcu ten który mnie wołał podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę. 


sobota, 18 lipca 2015

Don't Hurt Me Prolog

Witajcie, moi Kochani.
O to prolog do opowiadania z udziałem Michaela Jacksona pt. ' Don't Hurt Me '.
Jak widzicie, to nie jest tytuł z piosenek Michaela ze względu na to, że nie mogłam znaleźć piosenki tego typu jak ta.
A więc zapraszam Was do czytania i komentowania ;*                



Dzień dobry. - wielce obrażona weszłam do gabinetu ' psycholoszki ', w którym spędzam dłuższy czas.
- Witaj, Chiaro. Proszę usiądź. - jak zwykle wskazała dłonią na krzesło na którym usiadłam, założyłam nogę na nogę i zgrywałam wielką ' Paniusie ' co uwielbiam robić, bo denerwuje to wszystkich wokoło.
- Jak się czujemy? - powiedziała szukając czegoś w swoich dokumentach.
- A jak się mamy czuć?
- No nie wiem.. hmm.. może lepiej? - nawraca w kółko i w kółko to samo. Nudne to, ale nie mam wyboru i muszę minimum trzy razy w tygodniu się z Nią widywać.
- Słucham? Mam się lepiej czuć? Pff.. - przewróciłam oczami i założyłam ręce na klatce piersiowej i przeżuwałam gumę do żucia jak krowa trawę.
- Może tak ciut grzeczniej? - zmarszczyła brwi.
- Co u Pani słychać? - zmieniłam temat.
- Rewelacyjnie, a u Ciebie ?
- Tak jak zwykle. Bez zmian.
- Powiedz mi. Co Cię trapi? Jestem tu po to, żebyś mi się wypłakała. - jej mam się wypłakać. Akurat. W sumie, co mi szkodzi.
- Chciałabym.. chciałabym się zakochać.. wie Pani? - tak, właśnie to mi leżało na sercu. Zakochać się. Tak na zawsze.
- Ooo moja droga, nie tak prędko. Coś mówiłyśmy na ten temat, czyż nie? - i jak zwykle to samo.
- Tak. Co Pani tam pisze?
- Yyym.. co ja piszę? Papiery wypełniam, nie ważne. - notuje to co ja mówię pewnie. Czuję się przez nią kontrolowana. Zna każdy mój ruch, każdy zamiar. Jak niewolnica.

Po chwili zamknęłam się w sobie, spuściłam wzrok na dół i milczałam.
- Co tam widzisz? - wyrwała mnie z milczenia.
- Swoje buty. - znudzonym tonem mruknęłam.
- Coś jeszcze?
- Myślę, że nic poza tym co się wydarzyło... - i na nowo wygłaszała swoją mowę. Ile ja bym dała, żeby więcej nie spotykać się z nią. Od początku była ze mną i mi pomagała, ale mimo wszystko nie chcę tu do niej więcej przychodzić. Uważam, że nie ma takiej potrzeby, lecz ona wie lepiej jak zwykle.


                                                                                        ***

- W takim razie, życzę udanego urlopu Pani Kathrine. - Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi. Chwile przed ich otworzeniem  zaczęła coś do mnie jeszcze gadać. Dzięki Bogu' Psycholoszka ' wyjeżdża na urlop na 2 tygodnie. Chociaż coś.    
-Dziękuję, Chiaro. Pozdrów Vanessę ode mnie. Do widzenia - westchnęła 
- Oczywiście. Do widzenia. - najlepiej to nie do widzenia. I wyszłam z gabinetu. 

        Jest godzina 12:00 w południe. Na 12:30 jestem umówiona z Vanessą do jej mieszkania. Vanessa z reguły jest kosmetyczką ale to prywatnie w domu. Nie ujawnia się zbytnio na mieście, po prostu nie chce żeby ktokolwiek ją zobaczył. Myślę, że zadzwonię do Niej, bo co ja będę przez pół godziny robić? Poszłabym gdzieś do centrum na zakupy, ale mnie ledwo stać na rachunki a co dopiero mowa o zakupach. Ciotka nie odzywa się przez dłuższy czas. Wyjechała do Holandii do pracy zarabiać. Jest sekretarką w biurze. Moja mama zmarła przy porodzie jak wyszłam na świat, a ojciec? O nim nic nie wiem. Kim był, czym się zajmował i jak wyglądał. Nie jest uzasadnione dlaczego moja mama zmarła po moim przyjściu na świat, być może to oszczerstwo które ciotka wypaplała. 
- Halo, Vanessa? 
- Hej, Chiara. I co, już po wizycie jesteś ? 
- Tak, dosłownie parę minut temu wyszłam od niej. Słuchaj, dzwonię żeby Ci powiedzieć, że zaraz będę bo nie chce mi się czekać poł godziny.
- Jasne, przychodź. Czekam.
- Będę za około dziesięć minut. - bez słowa jak to ja, rozłączyłam się. I dosyć szybkim tempem szłam w stronę mieszkania Van. Kilka metrów stąd znajduje się apartament pięciogwiazdkowy pod którym stała długa, czarna jak noc limuzyna z której wysiadł seksowny mężczyzna w eleganckim stroju, z okularami na nosie. Z daleka widziałam Go, więc dokładnie nie mogłam Mu się przyjrzeć. 
Po kilku minutach drogi wreszcie dotarłam do mieszkania Van.
    - Hej Vanessa.
- No hej Chiara, dobrze, że Cię widzę. - siedząc z całym sprzętem przy stole do robienia paznokci czeka na mnie.
- To jak? Już wiesz jaki kolor chcesz na paznokciach ? 
- Hmm.. myślę, żeee fuksje. - lubię kombinować z kolorami, bo potem bardzo fajnie efekty na paznokciach wychodzą. 
- Wedle życzenia. Usiądź tu. - ściągnęłam buty i usiadłam na krześle.
- Podwiń rękaw. - no pięknie, jeszcze tego brakowało żebym rękaw podwinęła. 
- Chiara, znowu ? Przecież miałaś tego nie robić. - i na nowo zaczyna się. Przewróciłam tylko wymownie oczami. 



PS. Wybaczcie, że takie krótkie, ale to prolog. Więc za bardzo nie miałam co opisywać w nim .